Jesiennego biegania ciąg dalszy. Tym razem bardziej "zaawansowany" trening. Bieg z narastającym tempem. Fajna sprawa, świetna nauka do kontrolowania prędkości biegu, zwłaszcza pożyteczna dla mnie, bo mam z tym straszny problem.
Czaiłem się ze trzy dni z nadzieją, że jeszcze 20 stopni wróci, a tu figa. Trzeba było założyć bluzę i ruszać. Niniejszym sezon jesień-zima uważam za otwarty. Dziś pomalutku 12KM z tego 10KM w lesie w 1 zakresie.
W końcu nadszedł czas na coś dłuższego, za to mniej obciążającego. Korzystając z ładnej pogody zwiedziłem dwa brzegi Wisły i sprawdziłem, jak wyglądają wyremontowane bulwary. Są OK.
Może, ktoś pamięta, jak jeszcze z miesiąc temu narzekałem na wolne wybiegania, że nuda, że srutututu itd. Teraz czekam na takie dni. Jak zacząłem mocne treningi i chce mi się po nich weryfikować, czy na pewno jadłem na śniadanie, to co jadłem, to spokojne biegi w niskim zakresie są marzeniem.
Ostatnimi czasy realizuję koncepcję tzw. treningów przy okazji. To oznacza, że gdy wyruszam, w jakąś podróż, gdzie istnieje prawdopodobieństwo luki czasowej, w której nie będę miał nic szczególnego do roboty, zabieram ekwipunek biegowy. Wczoraj było podobnie i choć deszcz, wiatr i chłód dawał się we znaki to swoje trzeba było zrobić. W dwóch turach. Kielce i Kraków.
Pomalutku zaczynam pracować nad prędkościami startowymi. Fajnie, lecz pewnie będzie bolało.
Po prostu krosy. Z góry na dół, kawałek równego i znów o samo.
Dziś korzystając z biznesowej podróży Ani pojechałem z nią do Kielc z zamiarem biegowego rekonesansu miasta, coby zmienić otoczenie. Okazało się, że wylądowałem w takim rejonie Kielc, że wystarczyła 2 km przebieżka, aby zacząć trening w Górach Świętokrzyskich. Powiem tak - REWELACJA. Bieganie po nieznanymi leśnym terenie, wąskimi ścieżkami, poniekąd na radar, jest niezapomniane. Było, tak fajnie, że niespodziewanie zaliczyłem najdłuższy, ciągły bieg mojego życia.
Dziś odkrywanie nowych terenów biegowych. Pierwsza piątka wspólnie z żoną, potem przeszedłem do treningu. Bieganie w terenie ma swoje uroki, pamiętał jednak już będę, że jest całkiem sporo trudniej niż po ulicy. Dla stawów ulga dla mięśni, jakby mniej. W przyszłości ma to się jednak przełożyć na wyniki.
W sumie daje to 21 epizodów w 30 dni, nieźle, ale ma być lepiej, gdzieś zgubiłem ze 4 sztuki. Uwagi: Biegi - potrzeba rozsądnego planu i docenienia wagi rozciągania i treningu siłowego w domu pod kątem wysiłku biegowego. Z zimą wiąże tu pewne nadzieje na poprawę tego aspektu, ale nie zamierzam tego odkładać. Jest progres, trochę inaczej przeliczyłem moje strefy tętna i od razu lepiej i szybciej mi się biega. W poprzednich miałem wrażenie, że pracuję znacznie poniżej możliwości. Rower - brak własnego bicykla spowodował mniejszą liczbę treningów. Obecnie problem rozwiązany i teraz już systematycznie realizuję plan. Ciekawostka rowerowa jest taka, że zupełnie inaczej wygląda tu praca w strefach tętna w kontekście zmęczenia. Jedziesz mocno, uda już zagotowane (w biegu miałbym już puls z 180) a tu tętno dobija do 135. Trzeba swoje jeszcze wyjeździć. Basen - tu wszystko baaaardzo powoli, nauka prawie od zera nie daje takiej frajdy, jak rozwijanie czegoś co już się umie. Pogodziłem się jednak z tą sytuacją i żywię przekonanie, że w końcu wszystko zażre, oby, jak najszybciej. Na razie nie ma o czym pisać, oprócz tego, że na treningach pływania nie odwadniam się, zawsze coś tam sobie dodatkowo chlupnę. |
Archiwum
Grudzień 2015
Kategorie
Wszystkie
partnerzy |